Atlantyda – ostatnia wolna ziemska kolonia wielkiej kosmicznej cywilizacji. Wysoko rozwinięta kraina zamieszkała przez przedstawicieli wielu gwiezdnych ras.
Woda. Kiedy cofam się świadomością do czasów Atlantydy, na planie pierwszym pojawia się woda. Choć Atlantyda jest lądem, jest jednocześnie wodą, gdyż oba żywioły – ziemi i wody, przenikają się w tej krainie w sposób niemal doskonały. Wszędzie tam, gdzie jest ląd, jest również woda. Wchodzi zatokami w głąb lądu, wypełnia jeziora, płynie w rzekach, wodospadach i kanałach. Woda we wszystkich możliwych odmianach oblewa przepiękną stolicę Atlantydy – Posejdę.
Obfitość wody oraz łagodny, ciepły klimat sprawiały, że Atlantyda była krainą piękną i przyjazną dla jej licznych mieszkańców, nosząc wiele znamion tego, co dziś określilibyśmy rajem. Warto zaznaczyć, że łagodny klimat panował wtedy niemal na całej planecie. Ziemia w tamtym czasie była otoczona firmamentem. Był to ochronny płaszcz wodny, umieszczony na orbicie. Miliardy ton wody rozproszone w postaci zamrożonej, wirującej na orbicie kryształowej mgły. Dawało to efekt podobny do cieplarni.
Czy weszliście kiedyś w chłodny, wiosenny dzień do szklarni lub do foliowego tunelu? Na zewnątrz chłód i przenikliwy wiatr, a wewnątrz przyjemne ciepło. Dzięki firmamentowi, łagodny, ciepły klimat panował niemal na całej planecie włącznie z jej biegunami. Ponieważ nadmiar wody był na orbicie, poziom mórz był dużo niższy i więcej obszarów lądu była dostępna do życia. Dzięki łagodzącemu wpływowi firmamentu na lądach nie zachodziły procesy pustynnienia, ponieważ niezbędna do utrzymania życia wilgoć była zawsze dostępna. Jest również bardzo prawdopodobnym, że kąt nachylenia osi Ziemi względem słońca był wówczas inny, znacznie mniejszy niż dzisiejsze 23 stopnie. Dzięki temu zmiany pór roku miały znacznie łagodniejszy przebieg.
Architektura Atlantydy podobna była do tej, którą znamy ze starożytnej Grecji i Rzymu – duża ilość kolumn i otwartych przestrzeni. Przyjazne otoczenie sprawiało, że nie było przed czym się zamykać.
Atlantyda powstała z umiłowania wolności. W oczach ówczesnego świata jej założyciele byli w pewnym sensie heretykami, otwarcie bowiem przeciwstawiali się nazbyt pieczołowicie kultywowanym tradycjom i zbyt sztywnej społecznej hierarchii społecznej. Atlanci postawili na rozwój i nowoczesność odnosząc poprzez to wielki sukces. W krótkim czasie zbudowali państwo prężne i potężne, dysponujące wielkimi możliwościami. Nic też dziwnego, że Atlantyda stała się swoistą Mekką dla wszystkich tych, dla których wolność osobista była cenniejsza niż przywiązanie do tradycji. Podobnie jak w historii nowożytnej dla mieszkańców Starego Świata azylem i inspirującym wyzwaniem była swego czasu Ameryka.
Zmieszanie wielu ras i połączenie ich doświadczeń przyniosło zaskakujące rezultaty. Lemurianie (choć należałoby raczej powiedzieć Lemurianki) wnieśli wibrację serca, obyczajową łagodność i kontemplacyjne nastawienie do rzeczywistości. Arkturiańska sztuka hodowania i programowania kryształów połączona z syriańską umiejętnością budowania piramid i przekaźników energetycznych dała nową duchową i technologiczną jakość, której w tamtym okresie świat potrzebował. Dzięki niej, mimo rosnącego w kosmosie zagrożenia ze strony ekspansywnych cywilizacji służących ciemnej stronie mocy, Atlantydzie udało się długi czas utrzymać na Ziemi spokój i bezpieczeństwo.
Wspominając o Atlantach, należy pamiętać, że nie były to istoty jednorodne, pochodziły bowiem z wielu zgodnie ze sobą współistniejących kosmicznych ras.
Była wśród nich wielka różnorodność istot, które na pierwszy rzut oka można by nazwać ludźmi, choć podobieństwo to jest raczej powierzchowne. Choć zbliżona była budowa ciała, różna była jego struktura. Aby różnicę w skrócie zobrazować można posłużyć się porównaniem 2 form powszechnie występującego w przyrodzie pierwiastka., będącego głównym budulcem większości znanych form życia. Chodzi oczywiście o węgiel. W swej podstawowej formie jest to substancja czarna, nieprzejrzysta i krucha. Ten sam pierwiastek związany w kryształową strukturę tworzy diament – najtwardszy ze wszystkich minerałów, przejrzysty, piękny, nadzwyczaj cenny i wszechstronnie użyteczny.
Wśród Atlantów były też istoty wielkiego wzrostu i potężnej niczym dżini budowy. Kiedy kilka lat temu dwukrotnie spotkałem się z ich duchami, mierzyli oni średnio 3-4 m wysokości. Wbrew pozorom były to istoty o wielkiej szlachetności i łagodnym sercu.
Prawdopodobnie największą specyfiką Atlantydy była symbioza z istotami zamieszkującymi oceany. Wielu Atlantów było przystosowanych do trybu życia wodnego-lądowego. Długotrwałe przebywanie w wodzie nie sprawiało im żadnej trudności.
Jak wcześniej wspomniano struktura budowy ciała była odmienna. Jedyne określenie, jakie przychodzi mi na myśl, gdy próbuję ten stan opisać to „struktura kryształowa”. Dawała ona naturalne rozwinięcie w wielu wymiarach i obdarzała zdolnościami, o których współczesny człowiek może jedynie pomarzyć. Jedna z moich spontanicznych regresji do czasów Atlantydy dawała właśnie odczucie tego, jak wielkie możliwości, które dziś leżą głęboko uśpione, były kiedyś w zasięgu potęgi woli. Wydarzyło się to po raz pierwszy ponad 20 lat temu. Tak to wówczas zapisałem:
Pogodne wrześniowe popołudnie. Plaża Bałtyku zalana łagodnym blaskiem słońca, spokojne morze, cisza. Słychać tylko słaby poszum wiatru i pokrzykiwania mew. Co mnie właściwie tu przywiodło? Poczułem, że powinienem tu przyjść, że muszę o czymś pomyśleć, właśnie koniecznie teraz.
O czym?
Mój umysł... Coś dzieje się z moim umysłem. Coś nieokreślonego, przeczucie, któremu nie umiem nadać nazwy. Przebłysk z przeszłości? Echa dawno zaginionych cywilizacji?
To już nie są zwyczajne rozmyślania, coś zaczyna się dziać! Coraz bardziej wartki prąd myśli, obrazów i skojarzeń spontanicznie unosi mnie w nieznaną otchłań czasu.
Nagle splatają się wątki dwóch różnych rzeczywistości, tej obecnej i tej dawno zaginionej. Sygnał z przeszłości jest tak żywy i plastyczny, a zarazem tak odmienny od tego, co na co dzień widzę wokół siebie, że trudno mi to ze sobą połączyć.
Zostałem cofnięty w zamierzchłą przeszłość Ziemi.
Atlantyda? Tak, to Atlantyda!
Nazwa nie jest dla mnie jednak w tej chwili najistotniejsza. Razem z pamięcią epoki budzi się we mnie coś potężnego, coś, co całkowicie przykuwa moją uwagę. To pamięć MNIE z tamtego świata. Jestem zdumiony i olśniony - nigdy bym nawet nie przypuszczał, że mogę być kimś takim...
JESTEM! To fascynujące i silne doznanie wybija się na plan pierwszy.
Bardzo mocno czuję, że jestem,
A we mnie jest olbrzymia, nieskończona potęga. Spokojna moc istnienia.
I mój umysł...
MÓJ UMYSŁ MOŻE WSZYSTKO!!!
Wszechmocna i absolutna władza nad materią!
Siła, której mój obecny, ograniczony umysł nie jest w stanie ani objąć ani zrozumieć
Jednak dla Tamtego Umysłu było to zupełnie naturalne i oczywiste!
Przeminęły tysiąclecia, przeleciały jak świetlne lata, wiele wcieleń i ról. Wszystko, co było TAM, przeminęło. A jednak umysł, który kiedyś ten świat tworzył, nadal jest, czeka tylko na to, żebym znów go użył...
Tak wielkiej potędze ducha nie ma się co dziwić. Kryształowe połączenia sprawiały, że w porównaniu z mózgiem obecnych ludzi, mózg Atlantów miał gigantyczną pojemność i nieporównywalnie większą zdolność przetwarzania informacji. Impulsy informacji, które z trudem przeciskają się przez neuronową sieć opartą na węglu, w strukturze kryształowej rozchodzą się swobodnie szerokim pasmem bez żadnych oporów, przy czym informacje nie muszą czekać w kolejce na przetworzenie, gdyż mózg taki jest w stanie wykonać wiele czynności naraz. Wielowymiarowa struktura energetyczna całej żywej istoty umożliwiała bezpośredni dostęp do wewnętrznego kodu rzeczywistości, a poprzez to dawała praktycznie absolutną władzę nad materią. Potęgą woli można było przenosić góry i to w dosłownym tego wyrażenia znaczeniu.
Czy wszyscy Atlanci posiadali aż tak wielką potęgę umysłu? Nie wszyscy. Większość społeczeństwa miała potęgę umysłu na poziomie podstawowym, obejmującym tak przydatne rzeczy, jak telepatia czy wprawianie w stan lewitacji drobnych przedmiotów lub siebie samego. Był to poziom i tak znacznie wyższy od tego, który prezentują nawet najlepsi dzisiejsi adepci sztuk paranormalnych. Jednak to nie wystarczało, aby móc „przenosić góry”. Ci, którzy mieli absolutną władzę nad materią byli mistrzami, elitą, do której dostać się można było tylko, osiągnąwszy najwyższy poziom czystości ducha. Zewnętrznym znakiem rozpoznawczym posiadania takich kompetencji był Klucz Ankh – znak władzy nad życiem i śmiercią, władzy nad żywiołami natury – nad rzeczywistością.
Znak ten trafił do Egiptu wraz z uchodźcami z Atlantydy. Być może do wielu z was symbol ten w szczególny sposób przemawia. Jeśli tak, to z pewnością nie przypadkiem. Pomyślcie nad tym...
Mistrzowie tworzyli najwyższą radę, która co prawda nie sprawowała bezpośrednich rządów, ale swą mądrością i mocą pomagała w zarządzaniu krajem i światem. Jak zapewne wiecie ze współczesnych przekazów Metatrona, rada ta nazywała się wówczas Alta Ra.
Jednym z ciekawych przymiotów ówczesnego życia była ogromna długowieczność, a nawet nieśmiertelność. Wiedza o nieśmiertelności sprzed tysięcy lat wróciła do mnie w 2011 roku, gdy miałem możność położenia się w sarkofagu Wielkiej Piramidy w Gizie. Czułem wyraźnie, że moje ówczesne ciało miało zupełnie inną strukturę oraz możliwości i że było praktycznie niezniszczalne. Długość jego życia zależała wyłącznie od mojej woli.
Nie jest niczym niezwykłym, że Atlanci żyli co najmniej kilkaset lat, a w przypadku mistrzów – nawet kilka tysięcy – szczególnie jeśli wymagała tego podjęta przez nich misja. Proszę bowiem nie myśleć, że bycie mistrzem to przede wszystkim przyjemność związana z ogromnymi możliwościami. Ogromnym możliwościom zawsze towarzyszy ogromna odpowiedzialność, dlatego też, choć najwyższa rada była dość liczna, nigdy nie było w niej tłoczno.
Chciałbym, żebyście zrozumieli i odczuli, jaka na Atlantydzie panowała struktura społeczna. Spójrzcie jednak na to nie w sposób tradycyjny, dzieląc społeczeństwo poszczególnym klasom. Jeżeli chcecie zrozumieć czym naprawdę była Atlantyda, spójrzcie na społeczeństwo Atlantydy od strony serca, gdyż właśnie przydział serca miał w tej krainie największe znaczenie. Władca – niezależnie od tego czy był to władca państwa, prowincji czy klanu, był dla swojego ludu przede wszystkim ojcem i opiekunem. Władca kochał swój lud, a lud kochał swego władcę. Był on dla nich gwarantem dobrobytu i bezpieczeństwa, pieczętując tę gwarancję całym sobą. Zgodnie ze starożytnym obyczajem przyjęcie zwierzchnictwa oznaczało przysięgę opieki, którą pieczętowało się znakiem na własnym sercu. W ten sposób władca oddawał się swemu ludowi.
Znak energetyczny, który się przy tym rytuale wykonywało, powrócił do mnie kilka lat temu, kiedy pod wpływem głębokiego i wzruszającego przeżycia, spontanicznie go wykonałem. Było to związane z odnalezieniem dusz, z którymi wiele tysięcy temu byłem tym znakiem związany, ale do tej historii wrócę w dalszej części tej atlantyckiej opowieści.
Cywilizacja Atlantydy nie byłaby tym, czym była, gdyby nie kryształy. Słyszeliście zapewne o Atlantyckich Kryształach. Było ich wiele, ich istnienie stanowiło fundament potęgi Atlantydy. To właśnie kryształy były sercem rozległych instalacji różnego rodzaju urządzeń rozlokowanych na lądach, w wodzie i w kosmosie.
Jak wiadomo, kryształy tworzą się i wzrastają w pewnych specyficznych warunkach. Atlantydzi umieli kryształy hodować. Nie były to jednak takie kryształy, jakie znamy dzisiaj. Te, które z pewnością kiedyś widzieliście lub dotykaliście, to kryształy trójwymiarowe. Kryształy, które służyły jako przekaźniki mocy w Atlantydzie, były wielowymiarowe i żywe, manifestowały się bowiem przez nie inteligentne istoty przebywające poza wymiarami fizycznymi. Gdybyście próbowali tych kryształów dotknąć, mielibyście z tym pewne trudności, ponieważ ich forma stale się zmieniała, przypominając bardziej plazmę lub hologram, niż solidny fizyczny kształt. Oczywiście kryształ w formie fizycznej istniał, ale istnienie w trzech wymiarach było zaledwie częścią jego tożsamości.
Kryształy spoczywały zazwyczaj w świątyniach, w których służyli ich opiekunowie. Przy czym słowo „świątynia” nie powinno być łączone z religią, która dziś kojarzy nam się ze ślepą wiarą i niezrozumiałymi rytuałami. Świątynie Atlantydy były ośrodkami zaawansowanej wiedzy duchowej, w których kształtowano poszczególne aspekty mocy ducha. Promieniujący nadzwyczaj silną energią kryształ stanowił centralny punkt świątyni i był swymi właściwościami związany z charakterem kultywowanej wiedzy.
Oto jak świątynie, kryształy oraz stolicę Atlantydy opisał Metatron w przekazie Jamesa Tyberona 1 (przypisy na końcu artykułu):
Świątynie były zadziwiającym efektem świętej geometrii i zapierającej dech architektury. Wiele dużych świątyń było otoczonych kopułami światła. Był to efekt świecących pól siłowych emitowanych przez kryształy. Pola te miały różne barwy i świeciły dniami i nocami. Różniły się między sobą w zależności od przeznaczenia. Niektóre kryształy wytwarzały kopuły z wibrującego światła i wibrującego dźwięku, który wzmacniał zmysły i czakry. Inne wzmacniały zdolności duchowe i poprawiały przyswajanie wiedzy, a jeszcze inne rozwijały wielowymiarową świadomość, komunikację i transport. Większość dużych miast w epoce Złotej Ery miała nad swoją powierzchnią kopuły siłowe utworzone z kryształowych pól energetycznych. Jeszcze po drugim potopie stolica Posejdonii posiadała kompletną kryształową kopułę energetyczną, która miała niesamowity, szmaragdowy kolor.
Z powodu zielono świecącego światła, miasto było nazywane Szmaragdowym Grodem. Było to istne dzieło sztuki architektonicznej, kultury i techniki, przede wszystkim była to najpiękniejsza metropolia, jaka kiedykolwiek istniała na planecie. Jej widok zapierał dech. Miasto, jak i państwo, znane jako Posejda, składało się z rzędów koncentrycznych murów otoczonych płynącą kanałami wodą, która miała zabarwienie morskiej zieleni. Wzdłuż znajdowały się pięknie położone świątynie, uniwersytety, teatry i muzea. Dokładnie w centrum było wzniesienie, a na nim stała Świątynia Posejdona, widoczna z daleka w swoim majestacie i pięknie. W jej wnętrzu znajdowała się masywna statua z pozaziemskiej platyny, ukazująca Boga Mórz Posejdona, prowadzącego sześć uskrzydlonych koni. Świątynia była zbudowana na planie ośmioboku. Wzdłuż każdej z ośmiu ścian stały wypukłe ogrodzenia, za którym na podestach znajdowały się zachwycające kryształy o wysokości około 3,5 - 4 m, świecące jak czyste diamenty. Ze wszystkich wysp i miast Posejda była najmniej uszkodzona przez kataklizmy zachowując wysoki poziom wibracji i jakości życia.
Kryształy były połączone z rozległą instalacją wzmacniaczy i przekaźników energii. Wśród instalacji naziemnych i podmorskich były to zazwyczaj różnego rodzaju piramidy. Były wśród nich piramidy czworościenne, podobne do tych, które znamy z Egiptu, piramidy o podstawie trójkąta oraz różnego rodzaju Merkaby. Oto wizerunek jednej z takich instalacji.
Co Wam to przypomina? Oczywiście poza tym, że jest to znak portalu Fioletowy Płomień. Podobny do Pierścienia Atlantów, prawda? Spójrzcie jednak na to w trzech wymiarach z lotu ptaka. Widoczne na krańcach trójkąty, to nie są zwyczajne trójkąty, lecz trójkątne piramidy. 2 rzędy potrójnych kwadratów to też nie kwadraty, lecz piramidy czworościenne. A środek? W Pierścieniu Atlantów, który znaleziono w Egipcie, pośrodku znajdują się 3 podłużne pasy, które w rzeczywistości nie są pasami, lecz wydłużonymi, piramidalnymi akumulatorami energii. W naszym symbolu zastąpiliśmy ten akumulator wielowymiarowym przekaźnikiem, czyli piramidą o kształcie Merkaby. W rzeczywistości mamy tu bowiem uproszczony schemat jednej z Atlantyckich instalacji mocy.
Nie jest niczym niezwykłym, że Atlanci mieli własne sztuczne satelity. Wszak była to cywilizacja z kosmicznym rodowodem, a międzyplanetarne podróże kosmiczne były w tamtym czasie na porządku dziennym. Wspomnienie statku kosmicznego powróciło do mnie w kilka tygodni po pierwszej naturalnej regresji. Był on sterowany siłą woli. Wszystkie jego systemy ożywały, reagując na moje biopole. W dodatku, choć trudno mi to w jakikolwiek sposób zweryfikować, towarzyszyło temu niezwykłe przeświadczenie, że statek ten nadal gdzieś jest, czekając na mój powrót. Ukryty poza tym wymiarem? Cóż, mam nadzieję, że się tego kiedyś dowiem.
Wśród sztucznych satelitów był jeden o największym znaczeniu. Był ogromny niczym spora asteroida, na tyle duży, że był wyraźnie widzialny z Ziemi. Nazywano go Kryształowym Księżycem. Było to centrum ogniskowania energii z całej rozmieszczonej na planecie sieci.
Po cóż Atlantom była potrzebna tak rozległa sieć energetycznych instalacji? Z wielu ważnych powodów, które sumują się na jedną, prostą odpowiedź - aby warunki życia na planecie uczynić przyjaznymi. Nie tylko dla istot przybyłych na Ziemię z innych światów. Również dla tych, którzy się na Ziemi urodzili i byli do życia na niej przystosowani. Dzięki instalacji utrzymywano firmament, który zapewniał łagodny klimat. Pozwalała ona również na swobodną międzygwiezdną komunikację oraz umożliwiała wszechstronny dostęp do energii. Moc chroniąca planetę była niczym pole siłowe, niemożliwe do sforsowania dla nieproszonych intruzów. Wewnątrz tego pola panowały warunki sprzyjające dla istot wysoko rozwiniętych w wymiarach duchowych, gdyż istoty takie, ze względu na swą wysublimowaną strukturę, nie mogłyby funkcjonować w warunkach twardej rzeczywistości materialnej, którą znamy dziś.
Opieka nad kryształami była zajęciem bardzo odpowiedzialnym. Opiekunowie kryształów byli swemu zadaniu całkowicie poświęceni. Tak jak władcy sercem odpowiadali za bezpieczeństwo i dobrobyt swego ludu, podobnie opiekunowie kryształów byli ze swymi kryształami połączeni sercem. Proszę się nie dziwić – kryształy miały dla Atlantydy znaczenie strategiczne, od ich bezpieczeństwa zależało nieraz bezpieczeństwo całego kraju, a nawet całej planety. Poza tym były to kryształy żywe, posiadające własną, wysoką inteligencję, zatem związek człowieka z kryształem był jak najbardziej realny i pod wieloma względami nadzwyczaj rozwijający. Przed zbliżającą się katastrofą, część strażników kryształów otrzymało polecenie, aby znajdujące się pod ich opieką kryształy ukryć. Wielu wykonało to zadanie z sukcesem. Nie wszyscy...
Był środek nocy. Do mego domu na Atlantydzie przybył niespodziewany gość. Był to jeden ze Strażników Kryształów. Czas był wyjątkowy, więc mimo późnej pory, przyjąłem go. Przeczuwaliśmy, że nadchodzi katastrofa, i że prawdopodobnie nie będzie już jej można zapobiec. Strażnik przybył po wskazówki dotyczące bezpieczeństwa kryształu, którym się opiekował.
Zalecenia były jasne – kryształy należy ukryć. Człowiek ten popełnił jednak fatalny błąd. Kiedy doszło do sytuacji krytycznej, zamiast zgodnie z umową kryształ ukryć, postanowił go zniszczyć. Niestety plan swój wykonał, samemu się jednocześnie unicestwiając. Zniszczenie żywego kryształu będącego manifestacją kosmicznej inteligencji to nie to samo co zniszczenie na przykład telewizora. Wszak był z tym kryształem połączony sercem...
Dlaczego?! Wiele razy zastanawiałem się, dlaczego człowiek inteligentny, z którym niedawno w rozsądny sposób rozmawiałeś i wszystko wskazywało na to, że wasze poglądy i działania są zgodne, nagle zmienia swą postawę o 180 stopni i działa na rzecz strony przeciwnej?
Strażnik nie chciał źle, lecz nie przewidział jednego. Nasza nocna rozmowa odbyła się w czasie, kiedy chroniące planetę pole siłowe było jeszcze aktywne. Ochrona ta obejmowała również umysł strażnika i wszystko poszłoby zgodnie z planem, gdyby wykonał swe zadanie w odpowiednim czasie. Jednak on zwłóczył, starając się ten moment odłożyć do ostatniej chwili – a czasu niestety już nie było. Zanim kryształ został ukryty, bariera ochronna runęła, a na Ziemię zwaliły się hordy demonów, które od dawna na taką okazję czekały. Istoty żyjące dotąd w stanie niewinności nagle spotkały się z niewidzialnym wrogiem, który przenikał ich myśli, manipulował emocjami i wypaczał poglądy. Trzeba było mieć bardzo silną i pełną światła własną tożsamość, żeby się podsuwanym przez nie wizjom nie poddać.
Demony wiedziały na kim się skupić. Mają ku temu doskonały zmysł. Strażnik uległ, ponieważ w jego wypełnionym cierpieniem umyśle powstała przejmująca wizja, że wszystkie nieszczęścia, które właśnie się wydarzały spowodowane były przez atlantyckie instalacje. Nie zauważył tylko, kto w jego umyśle tę myśl wytworzył. Potem było już za późno...
Teraz przenieśmy się na chwilę w czasie o kilka tysięcy lat do przodu. Polska, jest koniec sierpnia roku 2012, środek nocy. Do mego domu przybył niespodziewany gość. Był to ten sam Strażnik. Przybył po... kryształy. Potrzebne mu były do dużej Merkaby (typu Brama Światów), którą właśnie wznosił w Krakowie. Miejsce stawiania tej konstrukcji było wyjątkowe, bardzo blisko Czakramu Wawelskiego, praktycznie na tej samej skale. Mimo późnej pory, przyjąłem go. Przeczuwaliśmy, że zbliża się czas wyjątkowy, który dla nas wszystkich może być wielką szansą. Wszak było to na krótko przed Wielkim Przesileniem...
Po zbudowaniu Merkaby w Krakowie w Instalację Ogniskowania Mocy wpłynęła nowa energia. Strażnik był pełen optymizmu i śmiałych pomysłów. Zainicjował nawet wspólne działanie polegające na zdjęciu klątw i pieczęci, jakie zostały na słowiańską ziemię nałożone razem z chrztem w 966 roku. Praca ta została wykonana przez niewielką grupę wtajemniczonych osób z dużym sukcesem – przez zdalnie utworzony portal przez wiele godzin przechodziły do innych wymiarów klątwy, duchy, obce kody oraz cała masa astralnych śmieci. Możliwości dalszego wykorzystania instalacji do tego typu działań wyglądały bardzo zachęcająco.
Po tak udanej próbie demony trzymające pieczę nad zamieszkiwanym przez nas obszarem, poczuły się zaniepokojone. Właśnie, tuż pod ich nosem, ktoś im odesłał do innego wymiaru dużą ilość od dawna nieruszanych klątw, zabezpieczeń i różnego formatu pomocniczych istot zależnych.
Demony mają dobrego nosa. Po nitce do kłębka z łatwością doszły do tego, kto ich porażkę zainicjował. Tym razem był to przecież ten sam strażnik, do którego umysłu już raz się skutecznie włamały, tyle że było to kilka tysięcy lat wcześniej.
Operując ze sfery niewidzialnej, demony mają bardzo dobre rozpoznanie sytuacji. Dzięki temu potrafią precyzyjnie uderzyć tam, gdzie najbardziej boli i gdzie spowodują najwięcej zamieszania. Znając słabe punkty, potrafiły pociągnąć za newralgiczne sznurki kierujące życiem strażnika. Człowiek ten wpadł w zamieszanie i w przygnębienie a jego umysłem zaczęły targać skutecznie podsunięte przez niewidzialne byty wątpliwości. Ostatecznie postanowił on Merkabę zniszczyć. Dokładnie tak samo jak kiedyś, w Atlantydzie zniszczył kryształ, którym miał się opiekować. Prosiłem, zaklinałem, żeby wytrzymał chociaż do przesilenia – na próżno. W ważnym i newralgicznym dla wszystkich czasie instalacja została osłabiona.
Jakie to niezwykłe, że określone wzorce, gdy raz zostały wpojone, potrafią się powielać życie po życiu, epoka po epoce. Od czasu do czasu człowiek staje przed wyborem, który może zaważyć na całej jego przyszłości, nie tylko w tym, ale w wielu kolejnych życiach. To taki swoisty egzamin dojrzałości. Jeśli go zaliczymy, uzyskujemy wolność, albo używając innego języka – promocję do następnej klasy. Sytuacja, która była dla nas przeszkodą, nie powtórzy się już nigdy więcej. Kosmos ma czas. Jeśli egzaminu nie zdamy, różne warianty tej samej sytuacji będą do nas przychodzić życie po życiu, wiek za wiekiem, aż do skutku...
Społeczeństwo mistrzom ufało - szczerze, w wielu wypadkach nawet bezgranicznie. Nie bez podstaw sądzono, że mistrzowie potrafią wszystko. W istocie, potęga, którą dysponowała Atlantyda była tak wielka, że żaden czynnik zewnętrzny nie mógł jej zagrozić. Był to jednak czas burzy i naporu. W kosmosie panowało zamieszanie związane z gwałtowną ekspansją ciemności. Kolejne systemy upadały bądź przechodziły na stronę cienia. Ziemia, jako planeta o znaczeniu strategicznym była od dłuższego czasu na celowniku. Czekano tylko na sposobność przeniknięcia przez barierę. Jednak dopóki klucze mocy spoczywały w sercach i umysłach członków najwyższej rady, było to niemożliwe. Były to bowiem umysły tak potężne i tak dobrze wyćwiczone, że możliwość zawładnięcia nimi, bądź próba zarzucenia na nich sieci iluzji i zwątpienia była całkiem nierealna. Z tego właśnie powodu społeczeństwo czuło się bezpiecznie niemal do ostatniej chwili.
Można było co prawda liczyć na możliwość częściowego przejęcia kontroli nad umysłami ludzi o słabszej świadomości, ci jednak nie mieli dostępu do mocy. Jak więc przejąć kontrolę nad mocą? Należało doprowadzić do przesunięcia odpowiedzialności za utrzymanie mocy w ręce ludzi, których umysły były znacznie mniej stabilne niż umysły mistrzów.
Do upadku mogły doprowadzić tylko burzliwe wydarzenia wewnętrzne. Interesem ciemnej strony było je spowodować. Był to misterny i bardzo przebiegły plan, który wymagał precyzyjnego planowania i długotrwałego działania.
Przede wszystkim należało sprowadzić na planetę odpowiednią ilość dusz o cechach potencjalnie podatnych na manipulację. Dusze takie musiały się w odpowiednich miejscach urodzić. Na przestrzeni dłuższego czasu udało się plan ten skutecznie zrealizować. Wyrosło z nich pokolenie ludzi zafascynowanych technologią i genetyką, niezwracające należytej uwagi na empatię i rozwój duchowy. Później wystarczyło poddać ich umysłom odpowiednie, motywujące do wcześniej zaprogramowanego działania hasła. W podstawowej wersji hasło takie brzmiało: „Chcemy Mocy! Dlaczego tylko mistrzowie mogą mieć do niej pełny dostęp? My też na nią zasługujemy! Chcemy, aby moc była powszechnie dostępna!”
I to właśnie był początek końca. Z biegiem czasu warstwa technokratów rosła w znaczenie i siłę uzyskując coraz większe polityczne wpływy. Wywierano też coraz silniejszy nacisk na najwyższą radę, aby przedstawiciele świeccy mieli rosnący udział w zarządzaniu systemem utrzymania mocy. Brzmi to z pozoru niewinnie, żeby zrozumieć skalę wynikającego z takiego posunięcia zagrożenia, należy zrozumieć naturę samej mocy.
NATURA MOCY
W pełni przebudzona moc ducha jest niczym błyskawica. Choć jej siła pochodzi z głębi spokoju, jej działanie jest szybkie niczym grom. Jest to rozbłysk, który z szybkością światła realizuje programy podawane przez narzędzie stwarzania, a takim właśnie narzędziem jest umysł. Kryształowo czysty umysł. Zwyczajny umysł nie jest w stanie sobie z taką szybkością poradzić.
Wyobraź sobie, że jesteś woźnicą dorożki i całkiem dobrze sobie z prowadzeniem tego pojazdu radzisz. A teraz jako woźnica dorożki, wsiadasz do najnowocześniejszego supersamolotu, który nie dość, że w mgnieniu oka przyśpiesza do tysiąca lub kilku tysięcy kilometrów na godzinę, to jeszcze w dodatku w jego kabinie nie ma sterów. Zamiast nich cały system nawigacyjny podłączony jest wprost do Twojego mózgu, a samolot reaguje na każdą Twoją myśl. Jak myślisz, jak lot takim wehikułem by się zakończył? Pewnie by się nawet nie zdążył rozpocząć.
Właśnie z tego powodu, kiedy w wyniku wieloletniej praktyki jogi została mi kiedyś zaoferowana możliwość skorzystania z Mocy (a była to tak zwana próba) - odmówiłem. Pomyślałem wówczas – o nie, z takiej mocy, nad którą nie jestem w stanie zapanować, na pewno nie skorzystam. Byłem bowiem świadom, że była to energia znacznie przekraczająca moje ówczesne możliwości i gdybym chciał jej w jakikolwiek sposób użyć, moja podróż skończyłaby się tak szybko, jak podróż dorożkarza superszybkim wehikułem.
Problem z Mocą polega właśnie na jej sterowaniu. Energia ta realizuje bowiem KAŻDY WZORZEC, który napotka w świadomości. W skład świadomości wchodzi również podświadomość, na którą większość ludzi zwraca marginalną uwagę. Co znajduje się w Twojej podświadomości? Czy wzorce, które są w niej zapisane, będą gotowe do tego, aby zrealizował je w twym życiu rozbłysk boskiej mocy???
Zanim kiedykolwiek sięgniesz po Moc, zadaj sobie to pytanie bardzo dokładnie!
Podam Wam ciekawy przykład natury klinicznej. Tak się składa, że miałem kiedyś dość częste kontakty z terapeutami pracującymi w ośrodku dla osób chorych na SN oraz z pensjonariuszami tego ośrodka. Jeden z terapeutów opowiedział mi o obserwacji, jaką poczynił w swej wieloletniej praktyce. Otóż wielu z przebadanych przez niego pacjentów wspominało o tym, że na kilka tygodni przed pierwszym atakiem choroby odczuli oni coś w rodzaju strzału silnej energii wzdłuż kręgosłupa...
Ktoś, kto choć trochę interesował się jogą i energiami duchowymi skojarzy ten opis bezbłędnie. Tak właśnie może zamanifestować się spontaniczne i niekontrolowane przebudzenie energii kundalini. Taki strzał energii miało w swoim życiu wiele osób, nie wszystkie zachorowały na Stwardnienie Rozsiane. Dlaczego?
Wniosek, który przy analizie energetycznej tego zjawiska się nasuwa, jest dość oczywisty. Stwardnienie Rozsiane jest chorobą autodestrukcyjną. Polega ona na tym, że organizm niszczy sam siebie. Jeżeli energia kundalini w nagły i niekontrolowany sposób została w jakimś zakresie przebudzona, z pewnością jej impuls przeszedł przez świadomość, a więc i przez podświadomość. Jeżeli napotkany w podświadomości wzorzec był wzorcem autodestrukcji, choroba jest tylko naturalną konsekwencją „przypadkowego” wcielenia tego wzorca w życie.
KATASTROFA
Powróćmy jednak do Atlantydy. Do katastrofy doprowadziło właśnie użycie mocy przez ludzi nieprzygotowanych do tego, by się nią posługiwać. Wbrew ostrzeżeniom mistrzów wierzyli oni, że mogą bezkarnie posłużyć się mocą w celach egoistycznych i nieprawych, takie zaś jej użycie zawsze prowadzi do katastrofy.
Przesilenie instalacji doprowadziły do całkowitej utraty równowagi. Generatory mocy, które nie zostały wcześniej zabezpieczone, eksplodowały z wielką siłą. Kryształowy Księżyc runą na Ziemię niczym kometa. Ziemia trzęsła się zalewana falami oceanu.
Ostatni fragment, który utkwił boleśnie w mojej pamięci, to wielki exodus. Tysiące niewinnych ludzi, próbujących szukać ratunku na różne sposoby. Widzę tę scenę z góry. Jest tam wielu moich przyjaciół... Wiem, że nie mogę im pomóc, choć przecież jestem z nimi związany przyrzeczeniem ochrony, pieczęcią na sercu...
O katastrofie nie potrafię opowiadać, choć próbowałem wielokrotnie. Niezależnie od tego czy czynię to prywatnie, czy publicznie, kończy się zawsze tak samo. Łamie mi się głos a z oczu lecą strugi łez. To był upadek świata, który kochałem, świata, któremu oddałem swe serce. Wybaczcie, nie potrafię.
Ci, którzy ocaleli z katastrofy rozpierzchli się po całym ówczesnym świecie. Wielu udało się do Egiptu, byłej atlantyckiej kolonii, gdzie ocalała część instalacji umożliwiającej istotom kosmicznym życie na Ziemi. Wśród tych, którzy udali się do Egiptu, byłem i ja.
Kosmiczne życie na Ziemi dało się jeszcze jakiś czas zachować, wkrótce stało się jednak jasne, że nie da się tej planety utrzymać na zawsze. Warunki życia stopniowo pogarszały się, stając się zbyt trudne dla istot wielowymiarowych. Należało się ewakuować albo pozostać. Jednak jedyną możliwością pozostania na Ziemi było przyjęcie ciała człowieka. Wielu z nas takiego trudnego wyboru dokonało.
Ostatecznego zniszczenia dokonał potop 2. Osłabione instalacje nie były dłużej w stanie utrzymać na orbicie firmamentu. Miliardy ton wody spadły na Ziemię. Jak wiemy z Biblii i z wielu innych źródeł, potop objął całą Ziemię. Padało przez 40 dni i nie był to deszcz, lecz ulewa. Poziom mórz znacznie się podniósł, wiele zamieszkałych dotąd lądów, zostało zalanych. Bariera ochronna, która dotąd chroniła ziemskie życie ostatecznie przestała istnieć. Istoty wielowymiarowe utraciły swą długowieczność i boskie właściwości. Był to koniec cywilizacji bogów.
Pamiętajmy jednak, że każdy koniec jest zarazem zalążkiem nowego początku. Owszem, Ziemia została utracona, ale nie na zawsze. Wszak pozostali na niej jej dawni mieszkańcy, przybrali tylko inną, znacznie bardziej ograniczoną formę. Gdyby nikt tu nie pozostał, planeta zostałaby utracona bezpowrotnie, nie byłoby bowiem na niej nikogo, kto mógłby dokonać zmiany od wewnątrz. Nie byłoby też nikogo, kto mógłby przywołać innych emisariuszy światła. Tak jak kiedyś ciemna strona Mocy zaplanowała zwiększenie swego wpływu na planetę poprzez wcielanie na niej odpowiednio przygotowanych dusz, podobnie plan z jasnej strony przebiega zbliżonym torem. Nikt z zewnątrz nie może w ziemski system ingerować. Tylko Ziemianie mogą zmiany dokonać. Dlatego właśnie jesteśmy Ziemianami. Jest nas coraz więcej. Aby zmiana stała się możliwa, przybywają na planetę dusze z gwiazd. Rodzą się dzieci o kryształowej aurze. Nie mogłyby przybyć, gdybyśmy wcześniej nie przygotowali im miejsca.
Wielu, którzy w katastrofie Atlantydy stracili życie, straciło również wolność. Dusze, które odchodzą z ciała w warunkach silnego stresu, tracąc wszystko, co kochały, stają się łatwym łupem dla władców iluzji. Silne, traumatyczne emocje mają tendencję do zapętlania umysłu we wciąż wirujący krąg, którego naczelnym elementem jest wielkie, nieznajdujące odpowiedzi pytanie:
Dlaczego?!!
Człowiek zdrowy na ciele i umyśle potrafi sobie z taką cyklicznie powracającą pętlą ciężkich myśli i emocji poradzić, ma bowiem mózg, który jest narzędziem ułatwiającym proces kojarzenia i kategoryzacji. Dzięki racjonalnemu myśleniu nawet bardzo trudne doświadczenia można rozłożyć na czynniki pierwsze i mimo psychicznego rozbicia, złożyć swą osobowość od nowa. Co innego człowiek, który ciała nie ma. Narażony na silne emocje i pozbawiony narzędzia racjonalizacji dusza może się łatwo zawiesić i trwać w traumie. Pamiętajmy, że poza ciałem czas nie płynie w sposób tak wymierny, jak w wymiarze fizycznym, zatem stan ten może utrzymywać się przez długie lata, a nawet wieki. Szczególnie jeśli stworzy się ku temu warunki. Używając odpowiednich technik, można zrobić pułapki, z których dusza samodzielnie nie potrafi się wydostać.
Mistrzowie iluzji, władcy ciemnej strony, są w stwarzaniu takich pułapek biegli. Ich specjalnością jest zakładanie na umysł zasłony, inwigilacja oraz podsuwanie obcych wzorców zachowań i złudnych wyobrażeń. Wiedzą zatem bardzo dobrze, w jaki sposób umysł omotać i zamknąć.
Mistrzowie iluzji znają również technologie kryształów i potrafią ją wykorzystać do własnych celów. Kryształ, ze względu na swą strukturę i ścisłe powinowactwo ze strukturą energetyczną istot żywych, może służyć jako baza ogromnej ilości zakodowanych informacji. Impulsy tych informacji mogą być z kryształu pobierane bezpośrednio przez nasze biopole. Jeżeli zawarte w krysztale kody są dobre i oświecające, prowadzą do wzniesienia, jeżeli natomiast są negatywne, prowadzą do degradacji. Ze względu na swój skład mineralny, właściwości różnych gatunków kryształów bardzo się od siebie różnią. Ich wibracja bazowa jest zawsze pozytywna, jeżeli jednak podda się ją manipulacji, można je przeprogramować. Są wśród kryształów takie gatunki, które można przeprogramować do użycia negatywnego stosunkowo łatwo. Więcej o postępowaniu z kryształami przeczytasz w zakładce: Kryształy w Merkabie.
Bardzo wielu z moich przyjaciół, którym nie udało się uratować z katastrofy, trafiło do takiej właśnie sprytnie zastawionej pułapki. Na ich ślad trafiłem całkiem niedawno, w roku 2010. Uczestniczyłem wtedy w warsztatach z kryształami, prowadzonych przez mego przyjaciela Sebastiana Minora. W pewnym momencie poczułem bardzo silny impuls płynący z wielkiego, ciemnego kryształu, który gdzieś z oddali mnie przywoływał. Wołanie było tak gwałtowne i wyraźne, że musiałem natychmiast wyjść z sali. Ponieważ czułem, że sprawa jest bardzo poważna i że sam mogę nie dać rady, poprosiłem o pomoc kolegę. Razem wyszliśmy na dwór i stanęliśmy pod wielkim, rozłożystym dębem. Oparłem się o niego, prosząc tą piękną starożytną istotę o pomoc.
Po krótkiej chwili zdalnej, duchowej pracy udało się impuls zlokalizować. Ogromny, ciemny kryształ spoczywał zasypany pod dnem Zatoki Meksykańskiej. Udało się również pokonać zewnętrzną blokadę i włamać się do środka. Zawierał on:
Cierpienie...
Ogromne, bezkresne cierpienie...
I tysiące dusz, które w tym cierpieniu były zamknięte!
Cierpienie tych dusz było tak dotkliwe, że z trudem mogłem je wytrzymać. Dobrze, że mogłem się oprzeć o dąb, który okazał się doskonałym wsparciem na obu poziomach – fizycznym i duchowym. Kolega nadal pracował nad otwieraniem zabezpieczeń, ja zaś zająłem się odprowadzaniem więźniów kryształu do Światła. Było ich naprawdę tysiące! Najbardziej zaś wstrząsająca była świadomość, że nie są to dusze obce. Większość z nich przed tysiącami lat znałem! Były to istoty, z którymi kiedyś, dawno temu byłem związany, na dobre i na złe. Trząsłem się i płakałem, a one odchodziły wielką, spiralnie wstępującą rzeką, aż odeszły wszystkie. Dąb okazał swą pomoc i zdziwienie. Tego dnia pierwszy raz w tym życiu zobaczyłem piękną duszę wiekowego drzewa.
Istoty, które zostały z kryształu wyzwolone, jeszcze tego samego dnia zgłosiły się do pomocy. Było to podczas oczyszczania jednego z newralgicznych miejsc mocy. Podjęli się oni ochoczo misji opieki nad nowo oczyszczonym miejscem. Były wśród nich istoty ze „Złotej Rasy”, potężne, o wzroście ponad 3 metry. Wyczuwając ich obecność, spontanicznie wykonałem rękami znak kręgu, zakończony pieczęcią zaufania i przynależności. Była to pieczęć na sercu...
W tym właśnie momencie poraziło mnie nagłe wspomnienie z odległej przeszłości. Ta sama pieczęć, którą kiedyś, tysiące lat temu związała nas ze sobą obietnicą opieki i zwierzchnictwa!
Choć minęło wiele wieków, obietnica została wypełniona...
Miejsc już oczyszczonych i tych, wymagających dalszego oczyszczenia jest wiele. Wy również możecie poprosić tych starożytnych strażników o pomoc. Wytrzymali w niewoli tak wiele, że pracę na rzecz przywracania wysokich wibracji wykonają z największą radością.
Ciemny kryształ opustoszał. Stał się bezużyteczny, Jak wiele takich pułapek spoczywa na dnach mórz i w podziemnych kryjówkach? Są one zazwyczaj pilnie strzeżone, gdyż płynące z nich silne, negatywne wibracje, stanowią pożywkę dla władców iluzji i są podstawą utrzymania narzuconego Ziemi systemu.
Skoro pułapki są pilnie strzeżone, jakim cudem udało nam się jedną z nich odnaleźć? Dopomogło nam zrządzenie losu. Kilkanaście dni wcześniej pracująca w Zatoce Meksykańskiej platforma wiertnicza, dowierciła się do złoża ropy pod wielkim ciśnieniem i ciśnienia tego nie wytrzymała. Miliony ton ropy runęło do morza, przykuwając tym uwagę całego świata. Tylko dzięki panującemu w tym rejonie zamieszaniu odnalezienie tego kryształu i jego rozkodowanie stało się możliwe.
Choć podczas katastrofy wiele bezcennych kryształów zginęło, część z nich udało się uchronić. W różnych miejscach na Ziemi ukryto 9 kryształów strategicznych oraz pewną ilość kryształów pomocniczych. Oto orientacyjne miejsca ukrycia 9 kryształów strategicznych:
Błękitny Kryształ Wiedzy – USA, Arkansas
Szmaragdowy Kryształ Uzdrawiania - Arkansas
Platynowego koloru Kryształ Komunikacji - Arkansas
Rubinowy Kryształ Ognistej Energii – Morze Sargassowe, okolice Bimini
Złoty Kryształ Uzdrawiania i Regeneracji – Brazylia, Minas Gerais
Fioletowy Kryształ Dźwięku – Brazylia, Bahia
Kryształ OM międzywymiarowych połączeń – USA, Mount Shasta
Kryształ Światła Słoneczno-Księżycowego – Tiahuanaco, jezioro Titicaca, Boliwia
Kryształ Thota - Tiahuanaco, jezioro Titicaca, Boliwia
Gdyby w pięknym i rozległym brazylijskim stanie Bahia (czytaj Baija) chciałby ktoś natrafić na ślad pradawnego Atlantyckiego Kryształu, to jest tam tylko jeden rejon, gdzie należałoby poszukiwania skupić. To monumentalne i tajemnicze góry Chapada Diamantina (czytaj Szapada Dżjamancina).
Miejsce ciągnących się kilometrami jaskiń, podziemnych jezior, urwistych przepaści, z których spadają wysokie na kilkaset metrów, pieniste wodospady. Miejsce, skąd kiedyś wydobywano wspaniałe diamenty.
Jadąc tam, nie mieliśmy w planie poszukiwania kryształu. Szukaliśmy wtedy raczej międzywymiarowego przejścia, podejrzewaliśmy bowiem, że może się tam znajdować wejście do Agharty. Po drodze zatrzymaliśmy się nad jednym z licznych wodospadów. Zwie się on Cachoiera Donana (czyt. kaczojera – czyli wodospad). Miejsce jest tak urokliwe i tajemnicze, że trudno nie zabawić w nim dłużej. W dolinie górskiej rzeki, utworzyło się naturalne skalne jezioro, z którego wypływa wodospad,. Woda była ciepła i przyjemna. W takich okolicznościach ludzi z Atlantydy nie trzeba długo namawiać. Decyzja była oczywista – pływamy! Trzeba było tylko trochę uważać na wystające podwodne skały. Po krótkiej chwili pływania usłyszeliśmy dziwny dźwięk - przywołujący, wibrujący, modulowany. Niepodobny do niczego, co do tej pory słyszeliśmy. Nie znam żadnego zwierzęcia, które by się w ten sposób odzywało, może z wyjątkiem delfinów, które wydają swe nawoływania w podobnie modulowany sposób. Jednak delfinów tam nie było... Dźwięk powtórzył się kilka razy. Po wyjściu z wody spytaliśmy towarzyszącego nam w podróży tłumacza, co to było. Był zaskoczony, bo nic nie słyszał....
My byliśmy zaskoczeni jeszcze bardziej. Przecież dźwięk ten był niemożliwy do przeoczenia! Mimo wszystko uznaliśmy, że było to jakieś nieznane przez nas zwierzę. Tego dnia nie mogliśmy w tym miejscu zostać dłużej, gdyż czekał nas jeszcze długi odcinek drogi oraz trudne zadanie znalezienia noclegu, musieliśmy zatem ruszyć dalej.
Po kilku dniach przybyliśmy w to samo miejsce powtórnie, tak się bowiem składało, że droga powrotna z Chapady przebiegała koło tego samego wodospadu. Oczywiście znów poszliśmy pływać. Wkrótce po wejściu do wody powtórzyła się sytuacja z dźwiękiem. Zupełnie jakbyśmy byli do czegoś przywoływani.
Mistyczny górski staw z którego wypływa wodospad Donana.
Tajemniczy dźwięk plus tajemnicza sceneria doliny sprawiały, że miałem magnetyczną ochotę, tak jak stoję, półnago i boso wyruszyć w jej głąb, rozsądek jednak podpowiadał, że wejście w rozległe rumowiska skalne bez wcześniejszego przygotowania, byłoby ryzykowne. Poza tym kończył się nasz czas pobytu w Brazylii i należało kierować się do miasta, skąd odlatywał nasz samolot. Ostatecznie więc wyszliśmy z wody i skierowaliśmy się do samochodu. Nasz tłumacz tym razem musiał dźwięk usłyszeć, bo w czasie gdy nawoływanie się powtarzało, był blisko nas, buszując w skałach tworzących wokół jeziora naturalny amfiteatr. Spytaliśmy więc:
Patryk, czy tym razem to słyszałeś?
Co?
Ten dźwięk, taki sam jak poprzednio.
Dźwięk? Jaki dźwięk???
Patryk znów nic nie słyszał! Byliśmy niezmiernie zdumieni, a w naszych głowach zapalił się ogromny neon z napisem:
JAK TO MOŻLIWE?!
Na różne sposoby próbowaliśmy dociec pochodzenia niezwykłego dźwięku. Wersja z nieznanym ptakiem lub innym zwierzęciem nie dawała sensownego wyjaśnienia, bo przecież zwierzę nie wydaje dźwięku, który jest doskonale słyszalny dla jednych i całkowicie niesłyszalny dla drugich. Ponieważ nasze myśli w tamtym czasie wędrowały wokół Agaharty, pomyśleliśmy, że może to jakaś istota z podziemnego świata dawała nam jakieś tajemnicze wskazówki. Dopiero całkiem niedawno, po przeszło 2 latach przyszło olśnienie. Przecież właśnie gdzieś w tym rejonie ukryty jest...
Fioletowy Kryształ Dźwięku!!!
Nic zatem dziwnego, że słyszeliśmy dźwięk!
Nic też dziwnego, że nasz tłumacz tego dźwięku nie słyszał. Po prostu nie był dla niego przeznaczony. Kryształy, podobnie jak wejścia do Agharty, ukryte są nie tylko fizycznie, lecz również międzywymiarowo. Osoba, która nie ma ich odnaleźć, może przejść tuż obok i zupełnie niczego nie dostrzeże.
Nasze przypuszczenia dotyczące wejścia do podziemnego świata nie były zatem całkiem bezpodstawne, tam bowiem gdzie są ukryte kryształy, są również wejścia korytarze łączące z podziemnym światem, kryształy bowiem są obecnie pod opieką istot z wnętrza Ziemi.
POWRÓT MOCY
Obraz autorstwa Marka Maja
Czy jak przewidział kiedyś wielki wizjoner, Edgar Cayce, Atlantyda kiedyś powróci? Powróci! Zapewne nie będzie to ta sama Atlantyda, powróci jednak dawna Moc i boskie wartości.
Zawarta w poprzednich rozdziałach przestroga przed niekontrolowanym użyciem nie oznacza, że Moc, ta prawdziwa i potężna, która góry przenosi, jest całkiem poza naszym zasięgiem. Twierdzę nawet, że jesteśmy do jej powrotu przygotowywani. Kiedy przyjrzycie się swoim życiom, wielu z Was odnajdzie takiego mądrego przygotowywania ślady.
Ja sam, właśnie wtedy, gdy odmówiłem niekontrolowanego użycia mocy, czułem jednocześnie, że aby nią władać, muszę uczynić ze swego umysłu i ciała dobrze przygotowany do tego reaktor. Wówczas uruchomiona w nim siła, nie będzie niszczyć, lecz oświecać. Minęło od tego czasu wiele lat, podczas których proces oczyszczania tego reaktora znacznie się rozwinął. Jednak to, kiedy zapłon wielkiej reakcji nastąpi, nie zależy do ograniczonej woli zamkniętej w ciele świadomości, lecz od sił nad nią zwierzchnich, którym należy się z ufnością podporządkować.
Pozwólcie, że dam Wam jeszcze jeden przykład, choć już kiedyś o tym wspominałem. Była druga połowa lipca roku 2012. W tym czasie w środkowej Polsce stawiana była pierwsza wielka Merkaba typu Gwiezdne Wrota. Tego dnia spędziliśmy cały dzień na pracy wśród kryształów, a wieczorem udaliśmy się na spoczynek do hotelu, który sądząc z usytuowania, został zbudowany na jakimś pradawnym miejscu mocy. Kolację zjedliśmy na hotelowym tarasie. Trzeba przyznać, że była okropna, a brak jakiegokolwiek wegetariańskiego menu należy w 21 wieku uznać za poważne umysłowe opóźnienie. Mimo starych i niesmacznych ziemniaków, z byle jaką surówką, moją żonę nagle trafiło. Coś jak błyskawica albo piorun. Zastygła w bezruchu. Wyglądała jak posąg siedzącego na tronie faraona, w majestatycznej, wyprostowanej pozie. Oczy, które u człowieka wciąż wędrują w różnych kierunkach, zatrzymały się w skupieniu. Biła z nich niezwykła moc. Moc ta biła z całej jej postaci. Było to tak wyraźne, że ludzie siedzący wkoło spoglądali na nią ze zdziwieniem, ja zaś widziałem, że oto nie siedzi przede mną człowiek, lecz starożytna istota ze świadomością kosmosu, której każda myśl jest rozkazem. Oto stan umysłu, któremu posłuszna jest Moc.
Zjawisko to utrzymywało się kilka minut, po czym znikło i pojawiła się normalna, znana na co dzień tożsamość. Czyż zresztą owa tożsamość kosmiczna mogłaby się w codziennym życiu utrzymać? Odpowiedź brzmi – nie. Dopóki stary porządek świata ma zostać utrzymany, nasza tożsamość kosmiczna musi pozostać ukryta. Istota ze świadomością kosmiczną zbyt mocno zwracałaby na siebie uwagę, poza tym właściwości jej umysłu są zupełnie nieprzystosowane do załatwiania tysięcy miałkich, codziennych spraw, w które uwikłane są nasze umysły ziemskie.
Analizując pojawianie się takich doświadczeń można dojść do ciekawych wniosków. Wygląda bowiem na to, że są one nam dawane, aby nas do czegoś przygotować. Zsyłane są w różnych momentach życia, każdemu z osobna w trudnym do przewidzenia czasie. A gdyby tak zdarzyły się one nam wszystkim jednocześnie? Wówczas kochani wróci Moc, a nasza zjednoczona myśl sprawi, że Ziemia znów stanie się nasza.
Kiedy to nastąpi? Za synchronizację zdarzeń odpowiedzialne są istoty, znacznie mądrzejsze od naszej ziemskiej tożsamości. Z pewnością wiedzą co robią.
Proces wybudzania i aktywacji Atlantyckich Kryształów jest stopniowy i rozłożony w czasie. Rozpoczął się przed rokiem 2008, a przybierze pełną moc w pobliżu roku 2020.
Kryształy powracają. Budzą się Wielkie Kryształy Atlantyckie, a wraz z nimi ukryta w nich pradawna wiedza zaczyna poprzez nasze biopole przenikać do naszych umysłów. Program wybudzania Wielkich Atlantyckich Kryształów rozpoczął się w okolicach roku 2008, a jego pełna moc szacowana jest na rok 2020. Jest to proces, który nieodwracalnie zmienia świadomość Ziemian. Kryształy wibrują coraz silniej i coraz intensywniej nas przywołują. Budzą tych, którzy jeszcze do niedawna byli uśpieni, poszerzają horyzonty i zwiększają moc tych, którzy się już wybudzili. Zmiany w świadomości są coraz wyraźniejsze - na razie u osób wrażliwych, ale z biegiem czasu będą stawały się coraz bardziej powszechne i oczywiste.
Jak jednak wykorzystać pełną moc Atlantyckich Kryształów, skoro nadal spoczywają w ukryciu? Pamiętajmy, że w czasach Atlantydy, były one podłączone do sieci przekaźników, dzięki którym ich moc opromieniała całą Ziemię. Nie wystarczy uruchomić „elektrownię”, trzeba ją jeszcze podłączyć do sieci. Starożytne elementy tej instalacji istnieją dziś zaledwie w szczątkowym stanie. Są to rozsiane po całym świecie piramidy, z których tylko część stoi na powierzchni Ziemi, pozostałe zaś są zatopione na dnie mórz, ukryte pod grubą warstwą lodu, lub przysypane ziemią. (Są przesłanki świadczące o tym, że jedna z takich przysypanych ziemią piramid znajduje się na terytorium Polski, w pobliżu Gdyni.) Urządzenia te, mimo że są pozbawione aparatury sterującej, nadal emitują względnie dużą moc, jest to jednak moc niewystarczająca do wskrzeszenia całego systemu.
Nie bez powodu wielu ludzi na świecie, mniej lub bardziej świadomie podjęło się na różne sposoby misji wzmocnienia tej sieci. Różnego typu instalacje powstają na całej Ziemi i choć może się z pozoru wydawać, że są to działania przypadkowe i ze sobą nie związane, za ich spontanicznym powstawaniem stoi wyższa inteligencja. Urządzenia, które są obecnie tworzone, nie są co prawda tak ogromne i potężne jak ich prehistoryczne pierwowzory, ale ich wzrastająca ilość i coraz doskonalsze parametry użytkowe, stopniowo podnoszą wibracje planety.
Powstaje ciekawe pytanie. Co by się stało, gdyby kryształy odnaleziono? Przede wszystkim najpierw, musiałaby zostać odsłonięta zasłona wymiarów, innymi zaś słowy kryształy musiałyby chcieć dać się odnaleźć. Do tej sytuacji na razie nie doszło, gdyż w obecnej rzeczywistości odkrycie się byłoby dla ich istnienia zbyt niebezpieczne. Poza tym strategiczne miejsca, w których kryształy powinny się docelowo znaleźć, są nadal pilnie strzeżone przez nadzorców służących ciemnej stronie.
Do takich miejsc należą na przykład egipskie piramidy.
Jeden z kryształów ukryty jest w rozległych labiryntach podziemi pod piramidami. Powinien on zostać umieszczony w sarkofagu Wielkiej Piramidy, aby wyemitować zawarty w nim kod w otaczające Ziemię pole świadomości. Sarkofag bowiem jest specyficznie skonstruowanym rezonatorem, zwielokratniającym wibracje, zaś piramida kosmiczną anteną działającą na całą okołoziemską sferę. Problem jednak polega na tym, że aby sarkofag prawidłowo działał, powinien znajdować się w centralnym punkcie komnaty królewskiej.
Przez całe wieki tak właśnie było, jednak jakiś czas temu sarkofag przestawiono. Owszem, nadal stoi w tej samej komnacie, ale główny strumień energii już przez niego nie przechodzi. Sprytne, prawda? Poza tym nikt nie otrzymuje pozwolenia, na jakiekolwiek prace wykopaliskowe przy piramidach, choć jest oczywiste, że jest poco kopać. Warto jeszcze dodać, że cokolwiek w obrębie kompleksie piramid zrobić, oficjalna zgoda władz egipskich uzależniona jest od aprobaty z... Waszyngtonu! Czy trzeba tłumaczyć więcej? Resztę pozostawiamy Waszej dociekliwej inteligencji...
Aby kryształy mogły zostać ujawnione, na Ziemi musiałyby zajść głębokie zmiany, które zapewniłyby im należytą ochronę i bezpieczeństwo. Skoro kryształy się budzą, oznacza to, że zmiany takie są w planie. Dopóki jednak system geopolityczny jest w mniejszym lub większym stopniu stabilny, szansa na wydobycie z ziemi czegoś o przełomowym znaczeniu jest bardzo ograniczona. Prócz prastarych, pełnych mocy kryształów, na ujawnienie czeka tysiące artefaktów będących świadectwem wielu milionów lat wysoko rozwiniętej ziemskiej cywilizacji.
Spójrzcie jednak na przykład ciemnego kryształu, który udało się zlokalizować i unieszkodliwić. Nigdy by się to nie udało, gdyby nie zamieszanie, które wówczas w tym rejonie świata nastąpiło. Zamieszanie nie jest może wyjściem idealnym, ale w pewnych sytuacjach, kiedy zawodzą inne środki, potrafi być wręcz zbawienne. Kochani, jeżeli proces wybudzania Atlantyckich Kryształow ma się w pełni zamanifestować, należy się spodziewać, że w najbliższych latach zamieszanie na Ziemi może osiągać poziom, którego władcy systemu nie będą w stanie kontrolować. Jeżeli zatem zobaczycie, że nadchodzi Wielkie Zamieszanie, nie podchodźcie do niego z lękiem, lecz z nadzieją. Oto bowiem wraz z nim stuka do drzwi Wielka Zmiana. Zmiana, na którą czekacie od tysiącleci.
Wielkie Zamieszanie nie będzie działać wbrew Waszej woli. Przeciwnie, zapyta Was o zgodę. Od Waszej zgody lub niezgody będzie zależało, czy osiągnie ono pułap gotowy do wprowadzenia zmian. Gdy zatem zwiastun tych wydarzeń do drzwi Waszej świadomości zastuka (a może się to stać w każdej, najmniej spodziewanej chwili), spójrzcie w Wasze serce. Czy karty życia, które w ręku trzymacie, będą miały większą wartość wtedy, gdy nadal będziecie je trzymać przy sobie, utrzymując status obecny, czy też wtedy, gdy rzucicie je na stół, mówiąc Wielkiej Kosmicznej Rozgrywce:
TAK!
Mistrzami jesteście, będziecie wiedzieli co czynić.
Niech w chwili decyzji Boska Moc i Mądrość będzie Waszym towarzyszem!
Przypisy:
1 Pełen oryginalny tekst przekazu Metatrona znajduje się tutaj (link) oraz tutaj (link). Z polskim tłumaczeniem można zapoznać się tutaj (link). Pełen oryginalny tekst przekazu Metatrona znajduje się na stronie Earth Keeper
2 Moja pamięć, chociaż częściowo powróciła, nadal jeszcze ma sporo luk. Co prawda luki powoli się zapełniają, jednak na obecnym poziomie jest ona jednak nadal fragmentaryczna, co sprawia, że nie potrafię odtworzyć chronologii niektórych wydarzeń. Dotyczy to między innymi potopu.
Wpisz swój e-mail, poinformujemy Cię o nowych artykułach
e-mail: kontakt@merkaba-aktywator.pl tel: +48-604487802
Kontakt telefoniczny w dni powszednie od 9:00 do 19:00. Ze względów technicznych nie odbieramy SMS. Jeżeli nie możemy odebrać telefonu, oddzwaniamy później.