Czyż nie jest piękna?
Dawno temu, w czasach gdy Ziemia była klejnotem światła byłem jednym z projektantów i opiekunów otaczającego planetę Pola Życia. To były początki cywilizacji. Ziemię zamieszkiwała bardzo niewielka populacja istot, które z naszej dzisiejszej perspektywy nazwalibyśmy pewnie Bogami i Boginiami. Mało kto pamięta raj. Kiedy cofam się pamięcią do tamtych czasów, przenika mnie doświadczenie wszechogarniającego szczęścia. Piękno złączonych i swobodnie przenikających się wymiarów ducha i materii to coś czego nie da się opisać żadnym językiem. Nawet krótki przebłysk pamięci tamtego świata wywołuje zachwyt wprost oszałamiający.
Miłość przenikała i spajała wszystko. Płynęła z oczu, wyrażała się każdym gestem, dotykiem i słowem. Otwarte serca w naturalny sposób umożliwiały komunikację bez słów. Słowa, jeśli ich używano, służyły do nadania dodatkowego znaczenia, do twórczej ekspresji, do zabawy. Język był harmonijny i pełen mocy. Cudowna rajska przyroda przyjaźnie tulona przez szczęśliwą i żyzną matkę Ziemię. Byliśmy dla Ziemi dotykiem kochanków, zagubieni w uniesieniu cudu tworzenia. To z tamtych czasów pochodzi wspomnienie o lwie i baranku pijącym z jednego źródła. Miłość otaczająca planetę tworzyła tak silne pole ochronne, że nic nie było w stanie go zakłócić. Agresja była całkowicie nieznana, w przyrodzie panowała harmonia i wewnętrzny ład.
Siły przyrody służyły swym opiekunom, ci zaś odwdzięczali się im mądrym i szlachetnym zarządzaniem. Materia była podatna na polecenia woli niczym plastelina w rekach dziecka. Lewitacja, czy to własna, czy wskazanych przedmiotów była umiejętnością naturalna i oczywistą. Budowle wznoszono bez trudu ze szlachetnych minerałów i kruszców, których było pod dostatkiem. Złoto, platyna, szmaragdy, diamenty – nikomu nawet nie przyszło do głowy, że mogłyby one mieć jakąś nadzwyczajną wartość. Budowle nie służyły ochronie przed zimnem gdyż klimat był łagodny. Nie znano tez drzwi i zamków, ponieważ nikt nie miał nic do ukrycia. W tym czasie wszyscy byliśmy jedną cudowna rodziną, kochająca, przyjazną, rozmiłowaną w twórczości, skorą do zabawy.
Byliśmy piękni. Fizyczne piękno jest pieczęcią wyciskaną w materii przez wewnętrzne piękno ducha. Byliśmy młodzi, gdyż proces starzenia się nie był znany. Trudno było osądzić, czy stojąca naprzeciwko istota ma 30, 150 czy 300 lat. Śmierć nie istniała. Owszem, ludzie odchodzili i rodziły się dzieci, ale zmianie formy z dojrzałej w dziecięcą nigdy nie towarzyszyła dokuczająca nam dziś kurtyna nieświadomości. Odejście z ciała i przybranie nowego wiązało się z dobrowolną decyzją. Była ona podejmowana zazwyczaj w związku z poczuciem zakończenia odgrywanej roli oraz z chęcią zmiany polaryzacji (np. z męskiej na żeńską lub odwrotnie).
hoć nosiliśmy szaty, nie były one zakryciem lecz ozdobą. Poczucie nagości lub wstydu było całkowicie nieznane. Choć ciała były niebiańsko piękne, to nie ciało przyciągało uwagę, lecz Duch, który był jego mieszkańcem. Oto wizja ze snu, w którym zostałem tam przeniesiony. “Przechadzam się po przepięknym rajskim ogrodzie. Nie jest to ani las ani park, najbliższe skojarzenie to właśnie ogród. Między roślinami nie ma walki o zajęcie każdego centymetra ziemi więc roślinność nie jest ani nie za rzadka, ani nie zbyt obfita. Wszystko tu ma niezwykłe nasycenie barw. Nie jest to tylko kwestia barw. Wszystko jest “nasycone”, pełnią życiodajnej wibracji. Jest wieczór. Właśnie stanąłem na brzegu małego jeziorka. Mam ochotę popływać. Rozbieram się i wchodzę do wody. Kiedy jestem zajęty pływaniem na brzegu pojawiają się dwie, spacerujące tamtędy Boginie. Są ubrane w piękne długie szaty. Wychodzę z wody, wymieniamy pozdrowienia, żartujemy, śmiejemy się serdecznie. I jeszcze coś niezwykłego – ja wiem co one myślą, one wiedzą co ja myślę. Nasze umysły są przed sobą otwarte, żadne drzwi nie są zamknięte. Napełnia mnie to szczęściem.” W tym momencie się budzę. I już po zbudzeniu uświadamiam sobie, że przecież one były w pełni ubrane a ja całkiem nagi, a żadne z nas nie zwróciło na to nawet najmniejszej uwagi.
Z biegiem czasu planeta zaludniała się. Przybywały tu istoty z odległych układów, jako że wszechświat był otwarty i komunikacja z innymi zamieszkałymi planetami odbywała się naturalnie i bez przeszkód. Strategicznym czynnikiem dla każdej planety jest jej Pole Życia. To w nim zawarty jest zapis struktury życia, który odbija się na fizycznej rzeczywistości niczym wzór z matrycy. W miarę coraz liczniejszych kontaktów i wzrastania populacji coraz wyraźniej dostrzegalna stawała się konieczność ochrony Pola Życia. Role projektantów zostały zakończone, gdyż Pole było ukształtowane. Ci z projektantów, którzy pozostali na planecie przejęli funkcje ochronne. Wśród strażników były istoty obojga płci. Nie było nas wielu, gdyż nie było takiej potrzeby. Byty o naturze demonicznej były lokalizowane natychmiast, nawet w najdalszych zakątkach. Strażnicy mogli materializować się we właściwym miejscu niezwłocznie po rozpoznaniu zagrożenia. Łagodnie acz zdecydowanie dawano intruzom do zrozumienia jakie na tej planecie panują prawa. Propozycja nie do odrzucenia – przyjmij nasze obyczaje lub odejdź w pokoju. Większości społeczeństwa dawało to luksus życia w nieświadomości możliwych zagrożeń. To jeden z pięknych atrybutów raju. Atrybut ten utrzymywany był długo. Zbyt długo.
Entropia – niezmienne prawo wszechświata. W skrócie mówi ono mniej więcej tyle, że każda energia pozostawiona sama sobie, dąży samorzutnie ze stanu skupienia do stanu rozproszenia. Prawo entropii dotyczy również energii duchowej. W codziennym życiu energia jest tracona. Jeżeli po prostu tylko żyjesz i cieszysz się życiem, to mimo że przez pewien czas jest miło i dobrze, kiedyś twoja energia się skończy. Jeżeli nic z tym nie zrobisz, w końcu zdegenerujesz się i upadniesz. W przypadku społecznosci istot tak potężnych jak Boginie i Bogowie, proces utraty mocy może przebiegać w sposób niezauważalny przez tysiąclecia, a jednak następuje.
Jedynym sposobem na odwrócenie procesu entropii, jest świadome zwrócenie strumienia uwagi do wewnątrz (zamiast rozpraszanie go na ciągłej grze życia) lub połączenie uwagi, z Najwyższą Istotą która jest nigdy nie gasnącym Źródłem. Przy czym zwrócenie jej do wewnątrz jest często tożsame z połączeniem jej z Najwyższą Istotą a dzieje sie tak ze względu na przenikanie się wymiarów. Dopóki w społeczeństwie jakiegokolwiek świata dominuje tendencja do czerpania z wewnętrznego źródła mądrości i do życia kontemplacyjnego, społeczeństwu takiemu nie zagraża żaden kataklizm. Źle zaczyna się dziać wtedy, gdy zapamiętanie w grze dźwięku i obrazu zastępuje wewnętrzną ciszę. Bez wewnętrznej busoli, namiętności i pokusy, prowadzą do rozchwiania się, utraty kierunku i upadku.
Mijały tysiąclecia. Właściwie nikt nie zauważył jak i kiedy poczucie jedności i braterstwa zaczęło się stopniowo zmieniać w hierarchię. Hierarchia wzbudzała dumę, która łatwo zmieniała się w wyniosłość. Wyniosłość rodziła antagonizmy i arogancję. Część klanów zaczęła pragnąć przywilejów i mocy większych, niż te które były im należne. Bezpośrednim powodem upadku była zdrada. Jak zwykle zresztą. Można skutecznie chronić przed demonami intruzami. Całkiem inaczej sprawa wygląda, jeżeli zostaną one tłumnie zaproszone. Traumatyczna pamięć tamtych dni, kiedy traciliśmy kontrolę nad Ziemią pozostała we mnie do dziś. Widziałem rzesze pięknych istot branych w okrutną niewolę. Porażająca była świadomość, że nie jestem w stanie temu zapobiec. Pamiętam, że byłem poza ich zasięgiem. Być może moje światło było zbyt silne żeby się poddać ale też nie mogłem zrobić nic, żeby przeciwdziałać katastrofie przejęcia planety.
Wygląda na to że musiałem stąd potem na jakiś czas odejść. Ale wróciłem, a jakże, nie dało się takiej rzeczy tak po prostu za sobą zostawić. Przyznaję i na mnie przyszedł czas porażki. Zbyt mocno zaangażowałem się w grę emocji, straciłem rozsądek, nadużyłem danych mi możliwości. Prowokacja i doprowadzanie do ostateczności to podstawowa technika energii demonicznych. Dałem sie sprowokować. Pozwoliłem doprowadzić się do ostateczności. Pamiętam jak w przypływie desperacji burzyłem mury i wzniecałem morze płomieni. Nie, nie jestem z tych chwil dumny. To była moja klęska.
W otaczające planetę Pole Świadomości wszczepiono wirusa agresji, który uruchomił bezwzględną walkę o przetrwanie. Wirus ten panoszy się do dziś. Z biegiem czasu oddzielono Ziemię od kontaktu z resztą kosmosu oplatając ją trudnymi do przeniknięcia barierami. Wielowymiarowa łączność została zerwana. Pozostałych przy życiu mieszkańców okrojono z naturalnych atrybutów czyniąc z nich psychobiologiczne ogniwa. Duch został zamknięty w skorupie okaleczonego ciała i podłączony do misternie utkanej i niewidocznej dla oczu sieci energetycznego wyzysku. Sieć ta skutecznie działa do dziś.
Życie w świecie materii oddzielonej od przenikającej ją mądrości ducha przypomina stąpanie po omacku po podłączonym do wysokiego napięcia labiryncie. Każdy najmniejszy nawet błąd jest surowo karany. Wyładowania emocjonalne zasilają obcą sieć pozyskiwania mocy a kolejne następujące po sobie wstrząsy coraz bardziej osłabiają złapane w tą pułapkę istoty prowadząc do ich coraz większego uwikłania.
Gdyby ktoś się mnie spytał, jaki system społeczny panuje na obecnie planecie Ziemia, odpowiedziałbym, że panuje tu niewolnictwo. Żelazna kurtyna oddziela nas od większości naszych kosmicznych braci. Ci, którzy są tutaj, często tak mocno już przyzwyczaili się do tych nienormalnych warunków, że uznają je za normalne i patrzą na mnie ze zdziwieniem, kiedy staram się ich przekonać, że to w czym tkwią wcale nie jest normalne.
Wzbudza mój podziw szatańska pomysłowość władców systemu, którzy tak poprzestawiali połączenia nerwowe u większości moich ziemskich braci, że nie dostrzegają oni spraw oślepiająco oczywistych. Widzą, a nie dostrzegają, rozumieją poszczególne fragmenty a nie potrafią ujrzeć większej całości. To budzi we mnie pasję. Niesłabnącą, życiową pasję doprowadzenia tej sytuacji do jednoznacznego rozwiązania. Nie kiedyś tam, lecz w tym życiu, nie za nieokreśloną ilość lat, lecz niedługo.
Eony czasu, niezliczone życia i wymiary, wszystko to pozostało poza kurtyną niepamięci. Kurtyną wymuszoną przez obecną, formę ludzkiej istoty. Mój dostęp do pamięci wieczystej jest obecnie bardzo ograniczony. W opisach wydarzeń z zamierzchłej przeszłości mogę być nieścisły z powodu niedostatecznego dostępu. Czasami zastanawiam się w gdzie te liczne przebłyski innej rzeczywistości umieścić względem naszego kontinuum czasowego. Z punktu widzenia pozawymiarowego czas linearny nie ma żadnego sensu i jest zjawiskiem czysto umownym, choć dla osoby zamkniętej w wymiarach bardzo realnie odczuwanym. Ostatecznie, choć brzmi to zabawnie, uznaję że pochodzą one z “przyszło-przeszłości”. Fragmenty, które udało mi się odzyskać są wystarczająco silną podstawą aby być siłą napędową mojego dążenia do zmiany obecnego stanu rzeczy. Właśnie dobiega końca długi cykl wędrówki Ziemi przez galaktykę. Przeszliśmy przez wszystkie fazy rozwoju i upadku i obecnie stoimy u styku 2 epok. Według starożytnej wiedzy przekazywanej joginom z pokolenia na pokolenie, cykl ziemskiej historii składa się z czterech jug (epok).
Początek cywilizacji to Wiek Złoty. Odniesieniem do Wieku Złotego są moje wspomnienia wyrażone na początku tego tekstu. Pamięć Złotego Czasu jest tak odległa i tak odmienna od rzeczywistości, którą dziś znamy, że rzadko wychodzi na powierzchnię świadomości. Jeżeli jednak spisane na tej stronie słowa poruszyły Twoje wnętrze, potraktuj to jak znak, że Twoja historia jest starsza niż najstarsze spisane dzieje.
Wiek Złoty płynnie przechodzi w Wiek Srebrny, który charakteryzuje się krzepnięciem systemu i początkowo nieznacznym lecz postępującym osłabieniem siły ducha. Pod koniec Wieku Srebrnego doszło do kataklizmu społecznego i geograficznego. Echa tego kataklizmu dochodzą do nas w postaci podań o potopie, zatonięciu Atlantydy, wygnaniu z Raju, pomieszaniu języków itp. Władzę nad Polem Życia przejęły istoty demoniczne.
Po “potopie” przychodzi Wiek Miedziany. Na początku tego wieku rozdzielenie wymiarów oraz sieć kontroli nie funkcjonują jeszcze w pełni, toteż tu i ówdzie wciąż pali się światło duchowej wiedzy a w życiu dość często przejawia sie magia. W Wieku Miedzianym przybywają również na Ziemię liczni duchowi posłannicy. Na bazie ich przesłania w późniejszym okresie formują się religie.
Wiek Miedziany niepostrzeżenie przechodzi w Wiek Żelazny, charakteryzujący się uszczelnieniem sieci kontroli, pełnym rozdzieleniem wymiarów oraz niemal całkowitym zanikiem magii i wiedzy duchowej. Pod koniec Wieku Żelaznego powstaje społeczeństwo technologiczne. Sieć kontroli wspomagana sprzężona ze zdobyczami technologii dąży do osiągnięcia maksymalnej szczelności i skuteczności. Wiek Żelazny jest wiekiem największej duchowej ciemności. Wiek ten jest również zwany Kali Jugą – Wiekiem Śmierci.
Proszę jednak spojrzeć na wykres cyklu. Koniec Wieku Żelaznego jest czasem bardzo szczególnym. Ten krótki biały odcinek oznacza przejście z Wieku Żelaznego do Wieku Złotego. Reprezentuje on czas powtórnego budzenia się Ducha, czas burzliwych przemian o skali globalnej, zderzenie ogromnych potencjałów duchowych i fizycznych. Żniwo planety, przejście do wyższego wymiaru, powrót cywilizacji miłości, powtórne przebudzenie się Bogów i Bogiń. Ten krótki okres kilkudziesięciu lat zwany jest również Wiekiem Diamentowym. To właśnie w takich ekstremalnych warunkach formowane są diamenty. Żywe diamenty.
Narastające potencjały mogą doprowadzić do zaistnienia masy krytycznej świadomości, niezbędnej do wprowadzenia globalnej przemiany. Masa ta formuje się już od dawna. Wszystko wskazuje na to, że właśnie zbliżamy się do właściwego punku kulminacyjnego planetarnych przemian, do punktu w którym powinien nastąpić zapłon.
Tam, gdzie kiedyś od wewnątrz wysłano sygnał przywołania ciemności, tam również od wewnątrz musi zostać wysłany sygnał przywołania światła. W sprzyjających warunkach nawet kilka istot o właściwym potencjale jest w stanie dokonać inicjacji reakcji łańcuchowej masy krytycznej i tym samym aktywować proces przemiany i tworzenia nowego Pola Życia dla całej planety. Ze względu na kumulację potencjałów i przychylne kosmiczne ustawienia nawet tak trudne warunki, jakie dziś mamy na Ziemi mogą okazać się ku temu sprzyjające.
Jestem tutaj i od lat już zadaję sobie pytanie: gdzie są pozostali? Zacząłem sobie zadawać to pytanie po moich pierwszych zdumiewających eksperymentach z Planetarnym Polem, zanim jeszcze zrozumiałem kim jestem, co tu robię, zanim zrozumiałem, że muszą być jacyś pozostali. Gdzie są? Na to pytanie wciąż nie mam pełnej odpowiedzi. Wciąż wysyłam “listy w butelkach”, takie jak choćby ta strona, licząc na to, że któryś trafi.
Cykl się dopełnił.
Przebudźcie się Dzieci Słońca!
Autor z córką.
Wpisz swój e-mail, poinformujemy Cię o nowych artykułach
e-mail: kontakt@merkaba-aktywator.pl tel: +48-604487802
Kontakt telefoniczny w dni powszednie od 9:00 do 19:00. Ze względów technicznych nie odbieramy SMS. Jeżeli nie możemy odebrać telefonu, oddzwaniamy później.